A co tam w lesie – łuszczak zmienny

You are currently viewing A co tam w lesie – łuszczak zmienny

Łuszczak zmienny … i nic poza tym z grzybów na późną wiosnę

Odległość od Wawelu w Krakowie:

Około 895 rzutów beretem w linii prostej – w moim przypadku KAPELUSZEM … a jeden rzut beretem to 42,1 m., wg oficjalnego rekordu ustanowionego w 2012 r. na Mistrzostwach Świata w Krotoszynie … i tej miary się trzymamy.

Nadszedł czas na szybki rekonesans po lasach podhalańskich, lasach, które dość często odwiedzałem w sezonach poprzednich.. A są to okolice Budzowa 😊

Zbocza poprzecinane gęstymi wąwozami, dolinkami, miejscami strome, zarośnięte, wymagające kondycyjnie, obfitują zazwyczaj w różnorodne gatunki grzybów,. Liczyłem na krasnoborowiki ceglastopore, jednak to nie ten czas, spotkałem tylko jeden stary pień z kilkoma gniazdami łuszczaka zmiennego. Choć pięknie pachniały, typowo grzybowo, wziąłem tylko kilka sztuk na smaczek 🙂

Na owym pniu był piękny przekrój prawie wszystkich stadiów rozwoju, od małych ledwo wyklutych, poprzez piękne dojrzałe i jędrne owocniki, aż do kępy starych rozkładających się osobników, chętnie zjadanych przez owady. Były też nieco podsuszone przez słońce i brak wilgoci, popękane na brzegach kapelusza, jak i mocno wysuszone, które zmieniają barwę, stają się wyblakłe i niczym nie przypominają już łuszczaka zmiennego. To był rekonesans w poszukiwaniu borowików, który nie przyniósł oczekiwanych rezultatów, tak więc łuszczak zmienny, poza kilkoma sztukami, został w lesie.

Za to spotkałem kilka “płaczących” świerków z rozgrzebanym pniem, zastanawiałem się, czy to ręka ludzka, ale bardziej przypomina mi to na ingerencję jakiegoś zwierzaka, który wydrążył niby dziuple w spróchniałych pniach drzew. Z pewnością, gdy przyjdzie wichura zostaną one powalone, jednak teraz mogłem przyjrzeć się, jak wygląda wnętrze spróchniałego drzewa zniszczonego przez owady.

Na samym widokowym grzbiecie, skąd widać fantastycznie Babią Górę, pięknie pachnie bzem dzikim, zakwita dzika róża, a spoglądając niżej, przyszło mi kilkanaście minut popodglądać Strojnice Baldaszkówki. Coś w nich było magicznego, ich ruchy powolne, niby niezdarne, miały w sobie pierwiastek konsekwencji w powolnym kroczeniu w obranym kierunku mimo gapiącego się wielkoluda.. Po prostu miały wszystko gdzieś i robiły swoje 🙂

To był dobry czas na nabranie energii z Natury w miejscu dalekim od ludzi, w miejscu wyciszonym, lubię powracać w te góry, nawet jeśli ogólnie na mapach grzybiarskich widnieje alert o kiepskich wynikach w tym rejonie

Udostępnij swoim znajomym

Dodaj komentarz